W zamierzchłych czasach Pobucze żyły w licznych stadach. Zamieszkiwały najczęściej tereny zalesione, cieniste. Niektóre odmiany osiedlały się w jaskiniach lub plątaninie podziemnych tuneli. Były raczej łagodnego usposobienia, przynajmniej w porównaniu do tych, które można spotkać obecnie. Swoje nad wyraz niecodzienne umiejętności wykorzystywały jedynie w celach obronnych lub, co najwyżej, w sprawach utrudniających im egzystencję. Takie sytuacje miały miejsce na przykład w przypadku konieczności natychmiastowego odnalezienia nowego schronienia. Wówczas Pobucze, nie mając innego wyjścia, uśmiercały nietoperze lub inne zwierzęta zamieszkujące jaskinie. Odmiany zamieszkujące podziemne korytarze jedynie zmuszały do katorżniczej pracy podziemnej krety, nornice i inne stworzenia biegłe w fedrowaniu tuneli. Leśna odmiana korzystała z pomocy jeszcze innych gatunków.
Generalnie Pobucze nie miały naturalnych wrogów. Zamieszkujące ówczesne ziemie drapieżniki szerokim łukiem omijały pobuczowe pielesze niejednokrotnie przekonując się wcześniej, że z Pobuczem zadzierać nie warto. Ale zanim do tego doszło okrutną śmiercią zginął nie jeden mięsożerca. Prawdopodobnie z wyżej wymienionych przyczyn z globu zniknął bezpowrotnie tygrys szablozębny.
Jedynym naturalnym zagrożeniem był Stefanek, który w późniejszych czasach przyjął imię Meganieboszczyk i z takiego jest szerzej znany w czasach współczesnych. Otóż Stefanek wziął się nie wiadomo skąd. Są przypuszczenia, że Pobucze same powołały go do życia z uwagi na monotonię własnego bytu ale niestety faktu tego nie udało się potwierdzić. Wskazuje na to jedynie fakt, oczywiście nie bezpośrednio, że na Stefanka w najmniejszym stopniu nie działały umiejętności Pobuczy. Ani emanowanie ultra i infradźwięków, ani telepatia. Ponadto w obliczu zagrożenia ze strony Stefanka jego ofiary zatracały zdolność przemiany materii w antymaterię. Nie wiadomo również gdzie Stefanek zamieszkiwał. Pojawiał się nagle, niewiadomo skąd, każdorazowo w pobliżu siedliszcza Pobuczy, które natychmiast plądrował lub będąc w nietęgim humorze, obracał w ruinę. Zupełnie nie zwracał przy tym uwagi na wszelkie inne stworzenia i obiekty. Ignorował również ludzi, chociaż prawdopodobnie mógłby im także wówczas napsuć sporo krwi, co zdają się potwierdzać dane z czasów późniejszych i współczesnych. Pobucze zupełnie bezbronne wobec zbrodniczej działalności Stefanka ginęły masowo w szybkim tempie znacznie uszczuplając swoją i tak nienajbogatszą populację. W tym momencie należy również zwrócić uwagę na fakt, że Pobucze mimo umiejętności doskonałego wyczuwania zagrożenia, w przypadku ataków Stefanka zupełnie zatracały ten fenomen. Tyle gwoli wprowadzenia.
***
Pobucz siedział na gałęzi wysokiej sosny i delektował się rzucanym przez gęste gałęzie cieniem. Właśnie zjadł trzy dzięcioły, które niezbyt lubił ale bardzo działał mu na nerwy ich stukot. Odbiło mu się mocno, aż poleciały mu ze skórzastych ust nadtrawione pióra. Nie był w sumie nawet zbyt głodny, bo tydzień temu zjadł starą sowę, która była, jak na ten gatunek ptaka, dosyć sporych rozmiarów, prawie tak duża, jak sam Pobucz, więc jeszcze do końca jej nie strawił, mimo, że pożarł ją w całości niemal natychmiast. Sowy były generalnie przysmakiem Pobuczy, jeśli chodzi o mięso drobiowe. W jadłospisie Pobuczy do drobiu zaliczają się, oprócz sów, dzięcioły, kukułki i, uwaga, wiewiórki. Może to i nieco dziwne ale każdy Pobucz zapytany o to, do jakiego rodzaju zwierząt zaliczyć wiewiórki, każdorazowo bez zastanowienia odpowie, że do ptaków. O ile w ogóle zechce odpowiedzieć, gdyż są to istoty bardzo mało gadatliwe, a współcześnie żyjące nie odzywają się prawie wcale porozumiewając się wyłącznie drogą telepatyczną.
Wracając jednak do Pobucza siedzącego na sośnie. Wśród współplemieńców nazywany był Lolek. Wielu specjalistów uważa, że wygląd Pobucza Lolka był inspiracją dla Alojzego Mola i Otokara Balcego, którzy powołali do życia bohaterów popularnej kreskówki „Przygody Bolka i Lolka”. Był wśród Pobuczy również Bolek, ale zupełnie różnił się wyglądem od rysunkowego.
Lolek był dosyć wysoki, jak na ówcześnie żyjących i mierzył bez mała czterdzieści centymetrów bez czułek, które miał w dosyć oryginalnym odcieniu, a mianowicie lekko różowawe, podczas gdy większość Pobuczy miała bardziej fioletowe. Poza tym był raczej przeciętnym osobnikiem swojego gatunku.
W tym momencie przytaczanej w niniejszym tekście historii Lolkowi odbiło się nieprzyjemnie dzięciołem. Miał nadzieję, że skończy się tylko na beknięciu, ale niestety okazało się, że musi zwrócić nadmiar pokarmu. Przechylił się więc przez gałąź i rzygnął trzema niewielkimi ptasimi łebkami. Od razu mu ulżyło, ale zaraz potem usłyszał w górze trzask łamiących się konarów i został zmiażdżony dębowym pniem, którym z histerycznym śmiechem wywijał Stefanek. I tyle na temat Lolka.
Tymczasem Stefanek łamiąc drzewa biegł wesoło depcząc pierzchające przed jego stopami Pobucze. Spod słomkowego kapelusza, dla stabilności zabezpieczonego elastycznym sznurowadłem zawiązanym pod pucułowatą brodą, wystawały mu loczki jasnych blond włosów.
- Wyłaźta, sukinsyny – wrzeszczał oprawca. – I tak was wszystkich wytłuke! Ha, ha!
Kilkusetletnie pnie sosen łamały się jak zapałki pod wpływem siły mocno otłuszczonych mięśni, a kryjący się w konarach i dziuplach nieszczęśnicy ginęli w mękach. Na łydkach potężnego Stefanka w wyniku zranień oo drzazg miażdżonych drzew pojawiła się krew, która przesiąkając przez podarte żółte podkolanówki dodatkowo przysparzała niszczycielowi makabrycznego wizerunku.
- Heja! – skrzeczał ze śmiechem biorąc kolejne potężne zamachy nogami obutymi w granatowe juniorki. – I w pizdu z lewusa!
Kolejne maleńkie, kolorowe chatki wraz z przerażonymi mieszkańcami fruwały na boki roztrzaskując się o pnie drzew lub były miażdżone olbrzymimi stopami. Jednocześnie z przepastnych kieszeni krótkich, czerwonych spodenek podtrzymywanych na tłustym dupsku przez gumowe, brązowe szelki Stefanek co i rusz wyciągał wielkie głazy i ciskał nimi w ślad za rozpierzchającymi się w panice Pobuczami. Dysponując doskonałym wzrokiem i wyjątkową celnością, przy pomocy śmiercionośnej procy wydobytej z kieszonki na piersi doszytej niezgrabnie do białej koszulki na ramiączkach dosięgał nawet znacznie oddalonych uciekinierów.
- I jebudu! – wrzeszczał raz z razem gdy wypuszczał kolejne pociski. – Zaraz wszystkie sie posrata, u ha!!
Krwawa łaźnia trwałaby dalej, gdyby nie zawsze gotów na wypadek ataku Oddział Samobójczy. Klekocząc leszczynowymi kołatkami, na których dźwięk agresor był szczególnie wyczulony, bohaterska grupa Pobuczy puściła się ile sił w krótkich nóżkach w kierunku przeciwnym niż centrum ich prowizorycznego miasteczka. Nie grzeszący rozumem Stefanek łatwo dał się odwieść od celu swojej napaści. Zanim jednak samobójcom udało się odciągnąć go od obozowiska dewastator dokonał znacznych zniszczeń w ich domostwach.
Głównie z uwagi na różnicę w rozmiarach Stefanek szybko zmniejszał dystans od kicających z pnia na pień uciekinierów. Biegnąc wyrywał drzewa z korzeniami i ciskał nimi w kierunku znienawidzonego dźwięku niosąc śmierć bohaterom. Dowódcy widząc coraz większe zagrożenie dokonali szybkiego przegrupowania wśród ocalałych Pobuczy i podzielili Oddział na dwa mniejsze, które pobiegły w przeciwnych kierunkach. Rozwścieczony takim obrotem sprawy Stefanek zawył skrzekliwie i zarazem złowieszczo. Cisnął w kierunku oddalającej się grupy kilkoma pniami i ruszył w szaleńczą pogoń za drugą. Po chwili dopadł uciekających i wygniótł wszystkich do ostatniej sztuki. Pobucze nie się próbowały nawet ukrywać ani symulować śmierć, gdyż Stefanek dysponując doskonałym węchem zawsze bezbłędnie odróżnił woń martwego od żywego. Nie pomagały żadne mazidła, zioła oraz wszelakie inne specyfiki nakładane na skórę przez Pobucze dla osłabienia wydzielanego przez nie zapachu.
Eksterminator stał pochylony wśród zgliszczy węsząc mocno, aż z furkotem wciągnął nosem strumień liści, tak na oko z pół pięćdziesięciokilogramowego worka. Kichnął mocno parskając i plując na szczątki Pobuczy i drzazgi zdewastowanego lasu. Zadowolony z dzieła wyprostował się dumnie i zawył, aż echo poniosło się złowieszczo po całej kniei.
- No to mata, małe chujki – skomentował. – A to dopiero początek.
Odwrócił się i ruszył ile sił w nogach w kierunku drugiej grupie oddalających się uciekinierów. Po kilkudziesięciu krokach usłyszał dźwięki kołatek i jeszcze wzmógł opętańcze tempo. Czuł już znienawidzoną, ale pociągającą go woń, co dodatkowo dodawało mu sił. Ciskając przed siebie pnie i kamienie piszczał wściekle:
- Wybiła wasza godzina, wy wredne dzwony! Wytłuke was do nogi! Cieszta sie, że jesteśta takie małe, bo bym was jeszcze wcześniej wyruchał ze trzystu!
Problem seksualny Stefanka był dla niego osobistą tragedią, gdyż nie istniała żadna pani Stefankowa, a do King – Kongów nie czuł żadnego pociągu, a wręcz się ich brzydził. Zresztą z wzajemnością. Szanowali się jednak i nie wchodzili sobie w drogę. Natomiast, co było zupełnie niezrozumiałe, pociągały go znienawidzone Pobucze. Z każdej wyprawy porywał więc kilka, do kilkudziesięciu sztuk, w zależności od potrzeb i zamykał je w małych klatkach w swoim siedlisku. Potem onanizował się całymi nocami tryskając na nieszczęśników zabójczą dla nich spermą, w której biedacy rozpuszczali się w konwulsjach bucząc w niebogłosy.
Stefanek dawno nic nie splądrował. Ostatnio odczuwał niepohamowany głód, więc skupił się wyłącznie na odmianie Pobuczy żyjącej w podziemnych tunelach, gdyż wyłącznie te mu smakowały. Z kolei wcale nie pociągały go seksualnie. W minionym miesiącu zlokalizował dwa licznie zapobuczone kompleksy i zeżarł blisko dwa tysiące sztuk. Najedzony do syta poczuł bardzo mocną chuć, przyszła więc kolej na leśną odmianę. Pobucze żyjące w jaskiniach zarówno zjadał, jak i interesował się nimi seksualnie, ale rasa ta w obu przypadkach w dużo mniejszym stopniu zaspokajała jego wyszukany smak, sięgał po nią więc wyłącznie w stanie skrajnej konieczności.
Ściągnął z pleców wykonany z dziesięciu świńskich skór tornister nieporadnie pomalowany plakatówkami w niebiesko czerwone barwy i zaczął wypatrywać czmychających w dole i pomiędzy konarami Pobuczy. Dostrzegł kilka sztuk uwięzionych pod zwaloną sosną. Wyciągając je jednego niechcący zgniótł w palcach, dwóch było rannych, więc ich dobił wbijając wolno kciukiem w ziemię. Pękły jak ślimaki. Cztery się nadawały. Dobre i to.
Nagle kołatki rozklekotały się za leżącą nieopodal dużą polaną połączoną z karczowiskiem. Stefanek ruszył w ich kierunku klnąc, na czym świat stoi. Dał potężnego susa i wylądował po środku wolnej przestrzeni. Niespodziewanie grunt ustąpił mu spod nóg i jego potężne cielsko runęło do przygotowanej wcześniej pułapki.
Tu należy się krótkie wyjaśnienie. Pobucze bardzo rzadko kalają się jakąkolwiek pracą fizyczną, a poza tym, przy ich rozmiarze, przygotowanie tak ogromnego potrzasku zajęłoby im całe lata. Na szczęście, dzięki swoim niecodziennym umiejętnościom mogli zaprzęgać do takich prac ludzi, bobry, czy dziki.
Stefanek poczuł silny ból, gdy ostro zastrugany pień przebił mu łydkę, a drugi rozorał udo. Ryknął wściekle oswabadzając przebitą nogę. Nagle usłyszał silny łomot, zaraz po tym spadły mu na głowę pnie wykarczowanych drzew. Osłonił się ramionami, chroniąc głównie oczy, ale mimo wszystko doznał poważnych obrażeń, włącznie ze złamaną ręką, wybitymi dwoma zębami, zmiażdżonym nosem i naderwanym uchem. Wygramolił się z dołu wściekły, ale i również wylękniony. Nigdy wcześniej Pobucze nie ważyli mu się przeciwstawiać. Rozejrzał się wokół bojaźliwie, ale nigdzie nie dostrzegł przeciwników. Rozbity nos odmówił mu posłuszeństwa. Zrezygnowany powlókł się w kierunku drzew ostrożnie stąpając z obawy przed kolejnym wilczym dołem. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że gdyby pułapka była skończona, to prawdopodobnie by tego nie przeżył. Spojrzał do tornistra z nadzieją, że jakieś trofeum wyniesie z tej uwłaczającej mu ekspedycji. Nie wykończył wszystkich wrogów, nie zrównał z ziemią wszystkiego, co do nich należy. Dopadł może z pięciuset, zdewastował kilkadziesiąt chat. To żaden wynik. Dodatkowo frustrowało go to, że zgubił gdzieś po drodze zapałki, przy których pomocy może udałoby mu się przynajmniej sfajczyć całą knieję. Co prawda zdecydowanie wolał wykańczać Pobucze bezpośrednio gniotąc i tratując, ale wobec takiego obrotu sytuacji tym sposobem dokonałby chociaż srogiej zemsty. Zlustrował dno bagażu. Trzy trupy i jeden całkiem zdrowo wyglądający Pobucz. Uśmiechnął się lubieżnie zakrwawionymi ustami.
*
W późniejszych latach walka przybrała bardziej gwałtowną i zróżnicowaną formę. Pułapki ulegały modyfikacjom i usprawnieniom. Z kolei Stefanek zaczął używać różnego rodzaju ochraniaczy i prowizorycznej zbroi. Były to wyjątkowo krwawe lata w dziejach Pobuczy i trwały kilka wieków. W finałowej potyczce uśmiercili w końcu Stefanka topiąc go we wrzącym ołowiu i smole. Niestety dla nich Stefanek powstał z popiołów i przeistoczył się w Meganieboszczyka, którego terroru nie sposób porównywać z działalnością jego poprzedniego wcielenia. W efekcie morderczej zemsty w obecnych czasach populacja Pobuczy jest bardzo znikoma, a przetrwanie zawdzięczają praktycznie wyłącznie Szalonym Furmanom.
1 komentarz:
[url=http://www.onlinecasinos.gd]Online casinos[/url], also known as working casinos or Internet casinos, are online versions of famed ("chunk and mortar") casinos. Online casinos ok gamblers to dissemble and wager on casino games with the move backwards withdraw from the Internet.
Online casinos habitually found aside on the superstore odds and payback percentages that are comparable to land-based casinos. Some online casinos behest on higher payback percentages in the utility of pit gismo games, and some disseminate payout portion audits on their websites. Assuming that the online casino is using an aptly programmed non-specific theatre-in-the-round troupe generator, eatables games like blackjack capture an established carry edge. The payout ditty as a replacement in the performance of these games are established at just about the rules of the game.
Uncountable online casinos sublease or embrace their software from companies like Microgaming, Realtime Gaming, Playtech, Worldwide Bypass Technology and CryptoLogic Inc.
Prześlij komentarz