przysłowie

Posól język starą sową, a w głowie ci zahuczy


sobota, 29 listopada 2008

Nowoczesny Szczepan

Szczepan był bardzo nowoczesny. W swoim mniemaniu był tak nowoczesny, że bardziej być już nie mógł. Oczywiście nie pozostawał z tego powodu zadufanym w swoim spełnieniu bufonem, który osiągając błogostan doskonałości przestaje dbać o cokolwiek i tkwi w słodkiej świadomości swojej wyjątkowości. Nowoczesny Szczepan przeciwnie. W każdym dniu starał dać z siebie wszystko, by nie przestawać być nowoczesnym jak tylko się da. Co ranek wstawał o 5’30 i pierwsze co robił, to włączał radio i uruchamiał komputer. W trakcie ładowania pożądanych stron nastawiał czajnik i szedł do toalety. Poranne ablucje ograniczał do minimum, które pozwalało mu maksymalnie oszczędzić czas, a jednocześnie sprawiało, że nie przestawał być nowoczesny. Po trzech minutach wrzała w czajniku woda, po pięciu Nowoczesny Szczepan siedział już przed monitorem ostrożnie popijając kawę i przeglądając jednocześnie podstawowe portale informacyjne, których domeną były, jakże by inaczej, nowinki ze świata techniki, trendy kulturowe, moda, wyniki sportowe, polityka, gospodarka, zarówno krajowa, jak i zagraniczna oraz wszystko, co tylko powinien wiedzieć każdy, kto pretenduje do miana nowoczesnego. Nowoczesny Szczepan musiał wiedzieć wszystko. Nie mógł pozwolić sobie na to, by cokolwiek umknęło jego uwadze. Punkt ósma wychodził z mieszkania z głową naładowaną aktualnościami. Bywały dni, w których zamykał drzwi z błyskiem w oczach i pędził przed siebie niczym rączy mustang, by jak najszybciej dotrzeć do miejsca, w którym spodziewał się dostać lub zobaczyć to, o czym właśnie przeczytał i czego nie powinien za żadne skarby przegapić ktoś taki jak on. Ktoś naprawdę nowoczesny. Zdarzało się również, że wychodził z domu bez nakręcającego go do działania zapału. Bywało to bardzo rzadko, gdyż na ogół udawało mu się znaleźć pośród krążących w sieci wiadomości informację o czymś wartościowym, godnym uwagi człowieka na wskroś nowoczesnego. Gdy jednakże takie dni przychodziły Nowoczesny Szczepan i tak nie mógł pozwolić sobie na bierne trwanie w marazmie zastoju. Z pozornie obojętną miną, która skrywała skrajnie skondensowaną koncentrację człowieka zdeterminowanego szedł do pobliskiego marketu, w którym przez maksymalnie czterdzieści minut przeglądał stojaki ze świeżą prasą. Wyłącznie dzienniki. Czas poświęcany na lekturę tygodników, czy tym bardziej miesięczników był dla niego czasem zmarnowanym i bezpowrotnie utraconym. Wybierał zawsze duże centrum handlowe znajdujące się po sąsiedzku, po drugiej stronie ulicy, gdzie prasa wyeksponowana była w pobliżu serwującej świeże wypieki piekarni, do której ustawiała się codziennie niezbyt długa, ale bezustannie zasilana kolejka. Przeglądając wyłącznie pierwsze strony gazet starał się wychwytywać co cenniejsze informacje z rozmów oczekujących na swą kolej klientów, którzy dzielili się ze sobą najważniejszymi wydarzeniami z życia publicznego, niejednokrotnie o bardzo lokalnym zasięgu, o których nie przeczytałby ani w internecie, ani w brukowej prasie. Zdarzało się niestety, że i ta metoda zawodziła. Wówczas biegł na przystanek i wsiadał w tramwaj, którego trasa prowadziła przez niemalże całe miasto zbierając ludzi z różnych skrajnie oddalonych dzielnic. O ile było to możliwe starał się zająć miejsce w czole wagonu, gdzie zwykli zasiadać emeryci, którzy zawsze chętnie dzielili się ze sobą wydarzeniami z najbliższych im podwórek. Interesowało go niemal wszystko, co tylko nosiło znamiona sensacji, bez względu na aktualny zasięg. Jego intuicja zawsze podpowiadała mu, które wydarzenia obumrą niezauważone, a jakie rozkwitną i rozprzestrzenią się urastając niejednokrotnie do miana wiadomości dnia. A wówczas Nowoczesny Szczepan nie mógł biernie śledzić wydarzeń i rozdziawiać usta w niewiedzy. Nie byłby wówczas nowoczesny.
***
Było wczesne piątkowe przedpołudnie wyjątkowo jałowego tygodnia. Szczepan opuszczał właśnie nowo otwarty market odzieżowy, w którym mieściły się sklepy najbardziej rozchwytywanych, będących na topie firm, których produkty, aby być trendy każdorazowo były końcowym efektem wnikliwych badań i permanentnego śledzenia przez specjalistów zapotrzebowania rynku konsumenckiego. Był zadowolony. Miał na sobie najnowszy model jeansów, które udało mu się w ostatniej chwili wydrzeć jakiemuś młodocianemu, który z pewnością nie zasługiwał na takie cudo. Zauważył, że ostatnimi czasy było coraz gorzej dostać naprawdę wyjątkowe rzeczy. Widać coraz więcej ludzi pragnęło mu dorównać i dotrzymać kroku, ale póki co był niedościgniony. Irytowały go tłumy czyhające przed otwarciem pod drzwiami sklepów, by jak tylko się otworzą przydeptując sobie wzajemnie stopy wpaść na stoiska i brać co się tylko da bez żadnego umiaru, wyboru i należnego im namaszczenia. Przez tych wszystkich snobów on sam musiał zniżać się do podobnych postaw, co bardzo kłóciło się z jego światopoglądem. Ale cóż. By pozostawać jedynym w swoim rodzaju ideałem musiał ponieść i tę ofiarę. I tym razem kosztowało go to trochę nerwów, ale pachnące świeżutkim lakierem sportowe buty z ostatniej limitowanej kolekcji, które udało mu się nabyć dzięki podstępowi, jakiego dopuścił się względem kobiety, która ośmieliła się sięgnąć po obiekt jego pożądania, znajdowały się właśnie na jego stopach.
- Po co babie męskie buty? – pytał siebie zirytowany.
Z limitowanej, numerowanej na podeszwie kolekcji trafiło do marketu tylko pięć par. Nowoczesny Szczepan był zbyt daleko od pożądanej półki, by myśleć o sukcesie. Cztery pary trafiły w ręce ubranych od stóp do głów w błyszczące dresy młodych mężczyzn, których wielkie łyse jak kolano głowy, tępe gęby i potężne postury nie zachęcały do konfrontacji. Z zazdrością i nienawiścią popatrzył w ich kierunku mieląc w ustach cisnące się przekleństwo.
- Cóż za bydło – myślał. – Tępe ćwoki. Nawet nie mają pojęcia, co czynią. Nie są w stanie docenić dobra w posiadanie którego weszli, a przez co pozbawiają możliwości delektowania się nim kogoś takiego jak on. Cóż za niepowetowane marnotrawstwo. Że też nikt nie pomyśli by przeprowadzić wśród klientów selekcję i wyeliminować jednostki niegodne i tym samym docenić tych naprawdę szczerych i oddanych sprawie.
Ale cóż. Nie było czasu na rozmyślanie, trzeba było działać. Na szczęście została jeszcze jedna para. Problem tkwił jedynie w owej paskudnej babie, która właśnie wrzuciła ją do przepastnego drucianego wózka, jak pierwsze lepsze kamasze. Co za wredne, wypudrowane i wymalowane tanią szminką babsko!
- Wiesz – szwargotała płaskim gadzim głosem do drugiej głupiej baby. – Syn ma niedługo urodziny i tak bardzo chciał dostać te buty. Ja tam w nich nic szczególnego nie widzę, ale wiesz jaka jest ta dzisiejsza młodzież. Przeczyta coś w tym Internecie, albo zobaczy w reklamie i koniec. But, jak każdy inny. Tyle że drogi jakby był ze złota. Pół wypłaty niemal na to pójdzie.
Tego było Szczepanowi za wiele. Toż ta menda nawet nie wiedziała, co kupuje! Nic szczególnego! Pół wypłaty! A to dobre. Jakiemuś rozwydrzonemu bachorowi zachciało się bucików, to mamuśka wymaluje pysk i dawaj! Leci do sklepu i poci się w kolejce, roztaczając wokół siebie smród zmagazynowanego, tygodniowego syfu, jaki pewnie odłożył się z gównianego żarła, jakim pasie siebie i swoją gównianą rodzinę. Tacy ludzie byli najgorsi. Byle się nażreć kotletami, potem je wysrać, znowu nażreć, zwalić na noc w barłóg i od rana na nowo. Bezmyślnie, bez celu i refleksji. I po co takim ludziom kupować rzeczy, które Nowoczesny Szczepan mieć musi, by nie przestawać być nowoczesnym, jak nikt inny. Przecież ten gówniarz założy te ekstra buciki i poleci na jakąś chamską dyskotekę, obściskiwać głupawe małolaty i pocić się w bezmyślnym tłumie. I po co? Zaciskając pięści podszedł do rozmawiających kobiet. Było zbyt dużo ludzi, by mógł jej zwyczajnie odebrać, co mu się należy. Musiał zniżyć się do konwersacji z tą nędzną namiastką człowieczeństwa.
- Przepraszam? – zagadnął z dobrotliwą miną.
Kobiety przerwały rozmowę przyglądając mu się z ciekawością.
- Widziałem, jak pani zabrała z półki buty, które wcześniej oddałem do reklamacji. Nie do wiary. Że też w dzisiejszych czasach sprzedawcy są tacy nieuczciwi. Byle tylko sprzedać, bez względu na wszystko.
- O czym pan mówi? – zapytała kobieta wyraźnie zaniepokojona.
- Obiecałem takie buty chrześniakowi – podjął Szczepan. – Niby takie to cudo, firma porządna, a co się okazało? Tandeta, powiadam. Szew krzywy i numer nierówno wybity. Ja to, wiedzą panie, nie znam się na tym wszystkim. Dla mnie to się jedne te buty od drugich nie różnią. Ale cóż. Te dzisiejsze dzieciaki. Wystarczy, że coś tam jest nie tak jak potrzeba i już nie założy, bo niemodne, nie trendy, nie takie, jak w reklamie i wstyd tak iść do szkoły, czy na prywatkę. A kto za te wszystkie fanaberie płaci? No kto? Pani płaci, ja płacę. Chciałoby się powiedzieć – społeczeństwo. Człowiek ma dobre chęci, pieniądze ostatnie wydaje, a naraża się tylko na drwiny. Że to niby jest się nie na topie, ciemny i zacofany, co nie potrafi odróżnić porządnego wyrobu od bubla. Dobrze, że mi jedna młoda znajoma pani zwróciła uwagę, bo pewnie bym znowu wyszedł na wyrodnego ojca chrzestnego. Kupię jutro w hali przy Placu Stefana. Ma być więcej, i co najważniejsze, taniej ma być.
Kobiety stały z rozdziawionymi ustami wsłuchując się w słowa Nowoczesnego Szczepana od czasu do czasu przytakując.
- Przy Placu Stefana? – zapytała jedna sięgając do koszyka, co sprawiło, że Nowoczesnego Szczepana przeszył dreszcz emocji.
- W rzeczy samej – potwierdził. – Tylko na litość boską – dodał szybko. – Niechże panie nie rozpowiadają na lewo i prawo, bo znów się ludzi najdzie i wywalą na półki buble, jak ten.
Kobieta wyjęła buty i zaczęła je oglądać na wszystkie strony nie mogąc odnaleźć felerów, o których mówił mężczyzna. Nowoczesny Szczepan udawał, że nie interesuje go, co z nimi zrobi, przez cały czas śledząc uważnie najbliższe otoczenie pilnując, czy ktoś czasem nie czyha w gotowości by wykorzystać jego doskonały fortel.
- Wie pani – kontynuował. – Może osobie, dla której pani je bierze nie będzie przeszkadzało, że są wybrakowane. Różnie z tym jest. Najbardziej mnie jednak irytuje, że na niewiedzy żerują te wszystkie korporacje, których obroty ze sprzedaży są astronomiczne, a im ciągle mało i mało. Tu człowiek zgłasza, że towar wybrakowany, a ci niby przeproszą, a ledwie się człowiek zdąży obrócić i już rzucają to z powrotem na półki i liczą, że trafi się ktoś, kto nie zwróci uwagi. A dalej wiadomo. Będzie się chciało oddać do reklamacji, to powiedzą, że sama pani popsuła, albo jeśli już łaskawie przyjmą, to trwa to później miesiąc albo i dłużej, a w tym czasie pewnie już będzie ze dwie nowe kolekcje i w efekcie pani przepłaci za towar, którego już nikt nie chce.
- Co pan powie? – wtrąciła druga z kobiet wykrzywiając podejrzliwie pokrytą zmarszczkami twarz. – Ja tam, szczerze powiedziawszy, nic w nich dziwnego nie widzę.
Nowoczesny Szczepan gdyby mógł, na miejscu uśmierciłby wredną nieznajomą wzrokiem. Zachował jednak zimną krew i dalej realizował założony plan.
- Otóż to, droga pani – rzekł ze zrozumieniem. – Otóż to. Chociaż nieco się pani dziwię. Ja to co innego. Jestem już jak ten dinozaur z poprzedniej epoki, co tkwi skostniałymi poglądami w czasach, które bezpowrotnie minęły. Dzieciaki nie raz mi mówią, że mam niereformowalne poglądy i dziwią się, że nie mogę dostrzec niuansów wyraźnie dla nich widocznych. Ale pani? Młoda elegancka kobieta, która z pewnością jest na bieżąco ze wszystkimi tajnikami mody?
Przerwał na chwilę oceniając, czy obrał dobrą strategię. Kobieta, której z pewnością zbliżał się już piaty krzyżyk spuściła wzrok pąsowiejąc.
- Acha. Rozumiem – powiedział z uśmiechem. – Pani się ze mną zwyczajnie droczy, a w rzeczywistości doskonale wie, o czym mówię.
Trzymająca w dłoniach otwarte pudełko spojrzała na towarzyszkę z niekłamanym podziwem i uznaniem, co nie umknęło jej uwadze.
- Nie, no wie pan – odparła. – Gdyby pan nie zwrócił uwagi pewnie był nie zauważyła. Z resztą przecież nawet się nie przyglądałam, bo to przecież nie moje zakupy.
- No wiesz? – rzekła z wyrzutem posiadaczka obuwia. – Ja bym ci na pewno o czymś takim powiedziała!
- Ależ naturalnie – wytłumaczyła się szybko odmłodzona przez Nowoczesnego Szczepana kobieta. – Ja zrobiłabym to samo. Ale przecież nawet nie patrzyłam, a ty nie pytałaś. Gdyby nie ten miły pan... Teraz to co innego. Wystarczy spojrzeć i od razu widać.
- Naprawdę?
- No oczywiście – odparła gorliwie spoglądając ukradkiem na Nowoczesnego Szczepana, który stał obok jak gdyby nigdy nic. – Spójrz, na ten krzywy ścieg. A to bicie numeru? Cóż za partactwo! I powiada pan, że zgłaszał do reklamacji?
- Nie dalej, jak kwadrans temu – przytaknął.
- Skandal – stwierdziła kategorycznym tonem znawcy. – Słuchaj. Lepiej je odłóż na miejsce, a jutro kupisz w hali. Albo najlepiej zgłoś reklamację i od razu obsztorcuj ile wlezie.
Niedoszła nabywczyni obuwia wahała się jeszcze.
- Ja wiem? – powątpiewała. – Nie wiedziałam, że tak znasz się na młodzieżowym obuwiu, bo niby skąd.
- No wiesz? Jesteś złośliwa, bo sama nie widzisz skazy.
- Nie widzę, przyznaję. Może sama w takim razie oddasz?
- Ja?
- No tak. Skoro to dla ciebie takie jasne. Ja nie wiedziałabym o czym mówić.
W tym momencie przyszedł czas na kulminacyjny popis Nowoczesnego Szczepana.
- Najmocniej panie przepraszam – przerwał narastający między kobietami konflikt. – Nie potrzebnie się wtrącałem. Może faktycznie skaza nie jest aż tak wielka.
- Ależ…
- Teraz mi naprawdę przykro – kontynuował. – Jeśli mógłbym się jakoś zrehabilitować.
- Nie, no naprawdę nie ma o czym mówić. Koleżanka jest panu z pewnością wdzięczna.
- Ale jak oni śmieją świadomie wciskać ludziom wybrakowany towar?! – rzucił mężczyzna. – Wiedzą panie co? Niech panie usiądą i poczekają na mnie w tej kawiarence przy kwiaciarni, a ja pójdę do kierownika sklepu i zrobię mu taką awanturę, że na następny raz dwa razy się zastanowi zanim dopuści się czegoś podobnego.
- Doskonały pomysł – podchwyciła znajoma kupującej.
Wyjęła z bezradnych dłoni drogocenne pudełko i wręczyła Nowoczesnemu Szczepanowi.
- Niech pan im da do wiwatu i szybko do nas wraca – rzekła gorliwie.
- Widzisz skarbie? – powiedziała do znajomej. – Nie ma się co stresować na darmo. Spokojnie poczekamy przy kawie na tego sympatycznego pana, a jutro kupisz buty na placu. I wiesz co? Pójdę z tobą na te zakupy – dodała zerkając kokieteryjnie na mężczyznę.
Kobiety oddaliły się pozostawiając dumnego z siebie Nowoczesnego Szczepana, który przyciskając do piersi pudełko ruszył w przeciwnym kierunku.
- Naprawdę te skazy były takie duże? – usłyszał jeszcze za plecami.
- Ależ naturalnie. Doprawdy dziwne, kochanie, że ich nie zauważyłaś. Starzejesz się, moja droga.
Niezwykle cięta riposta jaka prawdopodobnie padła już do jego uszu nie dotarła. W czasie gdy kobiety zamawiały kawę, on płacił za buty. Wrzucił własne do pudełka i w lśniących nowością wyszedł w słoneczny dzień, który witał go, jak przystało na kogoś tak wyjątkowego. Nie ma co. Potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji. Nic nie było w stanie go zaskoczyć. I w cale go to nie dziwiło. W końcu to on był przecież Nowoczesnym Szczepanem.

Brak komentarzy: